Skip to main content

Dzisiaj trochę o tym jak śledzić swoje postępy podczas wdrażania nawyku (bo wierzę, że je macie!) i o tym, jakie sromotne porażki poniosłam podczas tego procesu.

 

Habit tracker dla papierowych maniaków

Kim jest papierowy maniak? To ja! Karteczki, notesy, brush peny, cienkopisy – dajcie mi je wszystkie! A czym jest habit tracker? To narzędzie, które służy do śledzenia nawyków.

Na samym początku przygody z nawykami habit tracker jest bardzo pomocny. Pomaga zarówno w utrzymywaniu motywacji, jak i swoim istnieniem przypomina o wykonaniu wdrażanej czynności. Najprostszą formą habit trackera jest po prostu kartka papieru z wylistowanymi nawykami oraz możliwością oznaczania, że w danym dniu dane zadanie zostało wykonane.

Mój pierwszy habit tracker właśnie tak wyglądał. Prosta tabelka podzielona na kratki symbolizujące każdy dzień miesiąca. Do niemal każdej czynności stosowałam inny kolor. Niemal, bo wtedy nie dysponowałam jeszcze tak wieloma pisadłami co teraz… (a kolejne zdaje się już lecą do mnie z allegro!). Trochę się rozmarzyłam, ale wiem, że nie każdego ekscytuje kreślenie tabelek, więc możecie poszukać w internecie gotowych habit trackerów do wydruku, o, na przykład możecie skorzystać z takiego super profesjonalnego habit trackera, który dla Was przygotowałam. 

Taki papierowy tracker jest o tyle fajny, że możecie powiesić go gdzieś na widoku i w ten sposób nie zapomnicie o wykonywaniu nawyku.

 

Habit tracker dla cyfrowych maniaków

Jeśli nie jesteście fanami ręcznego pisania, możecie skorzystać z dedykowanych aplikacji. A jest ich całe mnóstwo, np. wspominana już przeze mnie Habitica. Inne przykłady to Habit Bull (yyy nie mają httpsa?!) czy Śledzenie Nawyków Loop. Wybaczcie, że nie wskażę Wam najlepszej, ale takie aplikacje zwyczajnie się u mnie nie sprawdziły. Mimo, że z telefonem spędzam dużo czasu to … zamalowanie kwadracika na kartce sprawia mi dużo większą przyjemność niż zaznaczenie checkboxa w aplikacji. Zresztą, o aplikacji albo trzeba pamiętać, albo ustawić sobie przypomnienia… To nie dla mnie. 

 

Za dużo naraz

Po stworzeniu pierwszego habit trackera szybko przekonałam się, że … jak zwykle za dużo bym chciała. Wrzuciłam tam chyba z 10 nawyków (jak nie więcej). Do tego wymyśliłam szaloną częstotliwość ich wykonywania. Nie polecam takiej drogi! Dopóki nawyki nie są automatyczne to ich wykonanie pochłania więcej energii, więc narzucenie sobie takiej ilości zadań zjada jej naprawdę dużo.

Istotne jest również to, że część zadań w moim habit trackerze nie była (i nadal nie jest) “zgodna ze sztuką” – tzn. część z nich to regularne (niekonieczne codzienne) czynności, ale niepowiązane z konkretnym czasem czy sytuacją. I już spieszę z wyjaśnieniem czemu sama nie stosuję się do pętli nawyku! Część zadań od dawna wykonuje regularnie, ale nie wdrożyłam ich jeszcze w taki sposób, aby były wykonywane zawsze w powiązaniu z jakąś wskazówką (ale mam to w planach). Natomiast są też takie czynności, które wykonuję regularnie, ale nie chcę ich przywiązywać do żadnego określonego momentu w czasie. Dlaczego? No właśnie … i tu dotarliście do historii moich porażek!

 

Jak znienawidzić czytanie

Taka byłam z siebie dumna kiedy skrzętnie zaplanowałam swoje nawyki! Przez kilka pierwszych dni szło nieźle, aż do czasu, kiedy jedna z lubianych przeze mnie czynności … przestała mi sprawiać przyjemność! Tak było z codziennym czytaniem.

Zaplanowałam czytanie na wieczór, przed snem, bo i tak do tej pory bardzo często właśnie wtedy sięgałam po książkę. Ale kiedy oficjalnie zaplanowałam, że będę robić to codziennie o stałej porze, to poczułam, że się zmuszam. Jeszcze jakiś czas zmagałam się sama ze sobą. No bo jak to? Przecież MUSZĘ czytać zawsze o tej samej porze! Na szczęście nie straciłam jeszcze całkiem zdrowego rozsądku i zdecydowałam, że dalej będę czytać codziennie, ale będę to robić o dowolnej porze. Zadanie to dalej widnieje na mojej liście nawyków – jako przypominajka i motywacja (w końcu zawsze to dodatkowy kwadracik do zamalowania). Od początku też zdecydowałam, że nie będę sobie narzucać czasu czytania. Czasem mam dużo innych zajęć i czytam 10 minut, a czasem zdarza mi się czytać dwa razy dziennie. I znowu chce mi się czytać. Byle nie zawsze o tej samej porze.

 

Jak się nie nawadniać

Jest jeden nawyk, który sprawia mi dużo trudności. Jest nim regularne picie wody. Zwyczajnie zapominam, że chce mi się pić. Nie wiem, może jestem taka zarobiona po prostu! Od dawna jednak staram się wypijać 7 szklanek wody. Zapytacie czemu nie 8? Na początku piłam 6 szklanek dziennie. Po jakimś czasie dodałam kolejną i nie wiem czy dam radę dorzucić jeszcze jedną, bo i tak kiepsko idzie mi to nawadnianie.

Wypracowałam sobie nawyk wypijania szklanki wody nad ranem. Zawsze wieczorem mam naszykowaną szklankę (kiedyś służyło to temu, żeby mieć w nocy wodę pod ręką, ale wychodzi na to, że rzadko po nią sięgam). Nad ranem wstaję z łóżka, zabieram telefon, wodę i jeszcze przed wejściem do łazienki jednym haustem wypijam całą szklankę. I na tym, moi drodzy, koniec moich sukcesów.

No dobrze, nie jest tak źle, bo ja faktycznie te 7 szklanek wypijam, byle tylko zaznaczyć wszystkie kwadraciki (albo kółeczka czy szklaneczki)! Szkoda tylko, że jakieś pięć z nich wypijam między 17 a 22, a od 7 do 17 – zaledwie dwie, w porywach do trzech szklanek. Coś tu jest ewidentnie nie tak, mimo że zawsze mam obok siebie szklankę z wodą. Zaplanowałam sobie nawet, że drugą będę wypijać przed śniadaniem. Albo po porannym spotkaniu w pracy. Albo w jego trakcie? No właśnie, tyle miałam pomysłów na tę drugą szklankę – nie ma się co dziwić, że nic z tego nie wyszło! Chyba muszę się w końcu zdecydować.

 

Może też macie problem z regularnym piciem wody? Albo znaleźliście jakiś fajny sposób, żeby wypijać odpowiednią ilość płynów każdego dnia? Jeśli tak to podzielcie się koniecznie! A moje koślawe habit trackery możecie zobaczyć na insta.

Ania

Zawodowo zajmuję się tropieniem błędów w aplikacjach, a po godzinach - błędów w zarządzaniu czasem. Bezustannie poszukuję inspirujących książek i nowych zainteresowań. Przeraża mnie myśl, że nie starczy mi życia na zrobienie kolorowych notatek, ze wszystkiego.